Błogosławiony Edmundzie, miłośniku dzieci – módl się za nami!
Te słowa mówimy w litanii do bł. Edmunda Bojanowskiego. Ta niezwykła cecha Błogosławionego, sprawiała, że dla niego dziecko i jego wychowanie było czymś najważniejszym. W duchowym testamencie przekazał siostrom służebniczkom, swoim duchowym córkom, takie polecenie: Co do prowadzenia dzieci zachowywać najdrobniejsze szczegóły, które są przepisane, bo nie uwierzycie, jak wielkiej w tym jest wagi każda, choćby rzecz najdrobniejsza.
Odrodzenie narodu i całej ludzkości upatrywał w wychowaniu dzieci i to tych najmniejszych, w wieku przedszkolnym. Dla tego celu zakładał ochronki wiejskie, które miały ochronić dzieci przed złymi wpływami i przed nieszczęściem, ochraniać to, co było w nich dobre, piękne i szlachetne. W pracy wychowawczej kładł nacisk na stosowanie opowiadań i powiastek, które ukazywały dzieciom dobre wzorce postępowania. Jednym z nich jest opowiadanie pt. Leszczyna.
„Dawniej niektórzy ludzie mieli taki zwyczaj, że kiedy rodziło się im dziecko, sadzili w sadzie jabłonkę albo gruszkę, albo jakieś inne drzewko, aby rosły razem z dziećmi i służyły im w późniejszym życiu. Pewien ojciec w dniu narodzin swojego syna zasadził w sadzie leszczynę. Po kilku latach, kiedy chłopiec już trochę podrósł, a leszczynka się rozkrzewiła, ojciec zaprowadził go do niej i powiedział:
-Popatrz, ta leszczyna rosła razem z tobą, ale jak dotąd nie miała jeszcze orzechów, bo była za młoda. Podobnie i ty jeszcze nie możesz pracować, bo jesteś za mały. Ale na leszczynie już w tym roku urosną pierwsze orzechy, więc i ty musisz zacząć pracować, by zarobić na chleb, gdyż nie pochodzisz z zamożnej rodziny i musisz od małego przyzwyczajać się do pracy. Mówią o leszczynie, że dopóki rosła w raju, dopóty miała miękkie orzechy, bez żadnych twardych łupin. Gdy Pan Bóg wygnał z raju Adama, ten na wędrówkę wziął sobie kij z leszczyny i poszedł w pusty świat, gdzie nie było żadnego drzewa, które dawałoby chłód. W pocie czoła musiał pracować żeby przeżyć. W tej swojej biedzie Adam wsadził leszczynowy kij w ziemię, a on wypuścił gałązki i zaczął rodzić orzechy, ale już nie takie miękkie jak w raju, tylko w twardych łupinach, które musiał tłuc, aby dostać się do orzecha.
– Widzisz, moje dziecko – mówił dalej ojciec – my też jesteśmy ubodzy i też musimy w pocie czoła pracować na kawałek chleba. Dlatego zasadziłem ci leszczynę, abyś nie zjadł z niej orzecha, dopóki go nie rozłupiesz i w ten sposób nauczysz się jeść z tego, na co sam sobie zapracujesz. Jeśli się tego, nie daj Boże, nie nauczysz jako dziecko na całe dalsze życie, wtedy na tej samej leszczynie urośnie ci kij laskowy i będziesz tułał się po świecie, prosząc o chleb.
Od tej pory kiedy chłopiec był pilny, ojciec przypominał mu o orzechach, a dając jeść mówił:
– Bez pracy nie ma kołaczy.
Kiedy zaś syn był leniwy, ojciec prowadził go pod leszczynę i ostrzegał:
– Patrz, jak wyrasta ci kij na żebranie.”
s. Marcelina Zoń SBDNP