Mikołaj Krasnodębski: Sam fakt, że miłości poświęca się tak wiele uwagi, świadczy o tym, że jest czymś ważnym w życiu człowieka i społeczeństwa. Jednak łatwo zagubić się w wielości ujęć. Okazuje się, że rozumienie miłości zależy od modelu antropologicznego, który przyjmuje się w punkcie wyjścia. Wielość szkół antropologicznych nie świadczy o tym, że nie można dać odpowiedzi na pytania: Kim jest człowiek? Czym jest miłość? Ale wskazują na to, iż problematyka jest niezwykle subtelna, bogata, wieloaspektowa.
Krzyszof Arsenowicz: Czy nie jest tak, że dzisiejsza kultura proponuje nam skupienie się na własnym „ja”, a co za tym idzie, nie pomaga nam w tym sensie, że nie sprzyja nawiązywaniu i podtrzymywaniu osobowej relacji miłości? Tak często chcemy pomagać ludzkości, a nie potrafimy realnie pomóc konkretnej osobie?
Mikołaj Krasnodębski: Problem ten zauważył między innymi M. Scheler. Scheler zapożyczył od F. Niezschego problematykę resentymentu, ale krytykuje jego tezę, że chrześcijaństwo jest jego źródłem. Zarzuca, iż bezpodstawnie utożsamił on miłość z nowożytną ideą humanitaryzmu. Nowożytny humanitaryzm to idea powszechnej miłości do ludzi, w której ludzkość rozumie się jako anonimową zbiorowość. Chrześcijańskie przykazanie miłości zaś wyraża się w konkretnej, jednostkowej trosce o dobro człowieka. To zasadnicza różnica. Jak dowodzi doświadczenie (np. biografia Matki Teresy z Kalkuty, Jana Pawła II) i literatura (np. u A. Mickiewicza), faktycznie łatwiej kocha się ludzkość jako ideę, która jest odległa i niczego od nas w zamian „nie żąda”, niż realnego człowieka, który wyciąga rękę, który jest potrzebujący, chory, odrażający, etc.
Łatwa jest miłość, która praktycznie nic nie kosztuje, poza często pustymi deklaracjami, która nie wymaga wysiłku i samozaparcia. Można kochać ludzkość, ale nienawidzić człowieka. W tej „miłości” jest upodobanie własnych idei, i marzeń, a nie konkretny czyn, który ma na celu ulżenie, w tym, z czym boryka się jakaś osoba.
- Schelera krytyka nowożytnego humanitaryzmu jest zarzutem w stosunku do nowożytnej etyki, która upowszechnia subiektywizm moralny i etologię. Miłość chrześcijańska jest osobową relacją, wiążącą człowieka z Bogiem, zaś altruizm to stan uczuciowy, różny od miłości, jest jej namiastką (Resentyment a moralność, Warszawa 1997, s. 106). Nie należy zatem ich utożsamiać. Ponadto jak pisze M. Scheler nowożytny altruizm jest tylko formą nienawiści do samego siebie, a wyraża się w odwróceniu od siebie samego i zaangażowaniu się w sprawy innych. Jak słusznie zauważa, miłość nieodłącznie jest związana z cierpieniem i bólem. Ten aspekt świadczy o tym, że miłość ta ma charakter caritas, jest poświęceniem się na rzecz słabszego i chorego z „poczuciem pełni własnego życia”. Widok potrzebującego dostarcza nie tylko okazji do działania, w celu przezwyciężenia, czy złagodzenia jego bólu lub cierpienia. Motyw działania nie tylko jest wymierzony w zło, chorobę, ubóstwo, ale przede wszystkim uwyraźnia on specyfikę miłości, która skłania człowieka do tego, co lepsze i wyższe, do jego człowieczeństwa i sacrum.
Caritas nie okazuje się, a przynajmniej nie powinno, z powodu małości, choroby, ubóstwa człowieka, ponieważ wartość osoby nie zależy od tych cech. Nie są one też elementami konstytuującymi jego byt. Dlatego: „Kocha się u chorego i ubogiego nie chorobę i ubóstwo, lecz to, co tkwi poza nimi – w chorobie i ubóstwie niesie się mu pomoc (…) Wszyscy – przyjaciele i wrogowie, dobrzy i źli, szlachetni i pospolici – warci są miłości. A ilekroć okazuje się, że ktoś jest martwy, muszę się sam uznać za współwinnego, ponieważ zawsze muszę sobie rzec: czy ów zły człowiek byłby zły, gdybyś ty go kochał dostatecznie?” (s. 99 i 92-93).
Dlaczego proponuje się człowiekowi by skupił się wyłącznie na sobie? Może przyczyn należy doszukiwać się w doświadczeniach wielu XX. Ludobójstwo, obozy koncentracyjne, łagry, wyzysk ekonomiczny, niektóre aspekty globalizmu spowodowały, że człowiek nie tylko nie jest już odpowiedzialny za innego, ale jest nieufny, podejrzliwy. Nie chce podejmować i podtrzymywać osobowych relacji (…). Problem ten zauważyli egzystencjaliści, mówiąc, że drugi człowiek jest niebezpieczny, jest źródłem cierpienia (J. P. Sartre). Problem jest złożony i wieloaspektowy.
Fragment z książki „W poszukiwaniu duchowej elegancji” Mikołaja Krasnodębskiego (doktor habilitowany filozofii, prof. PWSZ w Głogowie)